sobota, 21 lutego 2015

Sześć.

Zakładam przez głowę bluzę Fanniego i rzucam ostatnie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze. Sięgam po szczotkę leżącą w koszyku na półce i kilkoma szybkimi ruchami przeczesuje włosy. Odruchowo zaraz po czesaniu spoglądam na szczotkę i zamieram. Cała zapełniona jest długimi blond włosami. Próbuję sobie przypomnieć czy wczoraj ją wyczyściłam, ale jestem prawie pewna, że to zrobiłam. Niechętnie podnoszę dłoń do góry i przeczesuje palcami włosy. Między palcami pozostaje mi mnóstwo pojedynczych włosów.
-Fanni.... - krzyczę łamiącym głosem i czuję, że do oczu zaczynają mi napływać łzy.
Po chwili drzwi od łazienki się uchylają i pomiędzy nimi, a framugą pojawia się zaczerwieniona od mrozu twarz Andersa.
-Co się stało? - pyta, zauważając moje przerażenie w oczach.
Nic nie mówiąc wyciągam ku niemu dłoń i pokazuję co w niej trzymam.
-Włosy? - dziwi się.
-Włosy. Moje włosy. Z głowy. Zaczynają wypadać...
-Diana, to tylko włosy – Fanni wchodzi do łazienki i przyciąga do siebie. - Odrosną...
-Nie rozumiesz – burczę odpychając go od siebie.
-Masz rację. Nie rozumiem. Jak dla mnie możesz być nawet łysa. I co? Bardziej mnie martwi, że chudniesz, niż to że wypadło ci kilka włosów.
-Kilka włosów... – prycham niezadowolona i wychodzę z łazienki wycierając łzy w rękaw od bluzy.
-Spójrz w lustro i zobaczy czy widzisz brak tych kilku włosów czy nie – krzyczy za mną Anders. - A zaraz potem podnieś bluzę i zobacz czy widzisz, że ci żebra wystają czy nie. I skończ histeryzować.
Odwracam się i rzucam mu oburzone spojrzenie. Jest spokojny. Nad wyraz spokojny. Otwieram usta, żeby mu odpowiedzieć, ale nic mądrego nie przychodzi mi do głowy.
-No co? - pyta prowokacyjnie. - Co chciałaś powiedzieć?
-Nic – mruczę i idę do kuchni zaparzyć sobie kawę.
-Koniec pierdolenia Diana – słyszę jego głos z korytarza i po chwili pojawia się w drzwiach. - Jeśli wymagasz ode mnie żebym był twardy, to ja będę wymagał od ciebie tego samego. Są rzeczy ważne i ważniejsze i czas najwyższy mój drogi dzieciaczku, żebyś się nauczyła je rozróżniać.
-Nie jestem dzieckiem – szepczę, rzucając mu spojrzenie spode łba.
-A to co właśnie było? - prycha. - Nie jestem dzieckiem – parodiuje mnie przybierając taką samą pozę jak ja chwilę wcześniej. Wzdycham głęboko robiąc niezadowoloną minę. - Kocham cię ponad wszystko, ale momentami mnie najzwyczajniej w świecie rozpierdalasz Diana. Nie rozwalasz, nie przerażasz. Najzwyczajniej w świecie rozpierdalasz. Odwadniasz się, ale twoim głównym zmartwieniem jest to, że ci włosy wypadają. Vegardowi byś gwiazdkę z nieba dała, ale o siebie to już nie łaska zadbać.
-Nie mieszaj w to Vegarda – rzucam ostrzegawczo.
-Nie mieszam. Przynajmniej nie w negatywnym sensie. Uwielbiam tego małego, ale ważniejsza dla mnie jesteś ty. Więc bądź tak dobra i posłuchaj tych wszystkich złotych rad, które dajesz Vegardowi, ok?
Przewracam oczami. Fanni wzdycha głęboko i podchodzi do mnie. Wyciąga mi z ręki kubek z kawą i odstawia na blat, żeby zaraz potem objąć mnie na wysokości bioder.
-Ok? - ponawia pytanie.
-Ok.
-Mądra dziewczynka – daje mi buziaka w czoło i rozluźnia uścisk. - A jak masz zamiar pić tyle kawy to weź magnez. I nie przewracaj oczami, bo ci kiedyś zostanie taka głupia mina.


Podjeżdżamy z Fannim pod halę treningową w Lillehammer. Na parkingu jest już mnóstwo samochodów, co oznacza że zawodnicy są już na treningu. My mieliśmy się na nim pojawić tylko ze względu na Vegarda, który zgodnie z obietnicą Andersa został zabrany przez Alexa na obóz treningowy. Wysiadamy z samochodu i szybkim krokiem przechodzimy do budynku. Z daleka słychać śmiech Toma i głos Rune, który próbując przekrzyczeć rżącego Hilde przekazuje jakieś informacje. Po chwili sprawa się wyjaśnia. Po wejściu na salę zauważamy Stjernena leżącego pomiędzy dwoma zjazdami imitującymi rozbieg. Tom z kolei leży na materacu i kwicząc w niebogłosy zagłusza Veltę, który tłumaczy Vegardowi, że nie należy brać przykładu z Andreasa.
-Diana! - Vegard zauważa nas i zrywa się z materaca, żeby nas uściskać.
Nachylam się do niego i kiedy już mam go w swoich ramionach podnoszę wysoko do góry.
-Ciężki zawodnik się z ciebie zrobił – prycham poprawiając ręce, żeby pewniej go trzymać.
-Albo ty masz coraz mniej siły – rzuca niewinnie Fanni i odchodzi, żeby przywitać się z kolegami.
-Nie chudnę już – odpowiada mi z dumą Vegard. - Od tygodnia moja waga stoi w miejscu.
-Widzisz, jak dobrze! - uśmiecham się i odstawiam na ziemię.
Przez chwilę łapię się na tym, że analizuję czy Anders nie miał czasem racji. Może rzeczywiście mam coraz mniej siły, skoro Vegard twierdzi, że nie przytył?
-Co tu się stało? - wskazuję na Stjernena, żeby szybko zmienić temat.
-Andreas stracił równowagę w czasie zjazdu i przejechał czołem po ziemi – śmieje się Bardal. - A tak się wyrywał, że on pokaże Vegardowi jak ma to zrobić. Bo mały miał ćwiczyć z Horlem imitacje skoków – wyjaśnia mi po chwili. - W związku z czym Rune poczuł się w obowiązku, żeby wyjaśnić Vegowi, że Stjernen tak naprawdę gówno wie.
-Chodź młody, ja ci to pokaże – rzuca Fanni i zdejmuje bluzę. - Ty Stjernen też rzuć okiem – prycha śmiechem i po drodze na prowizoryczny rozbieg przybija Tomowi piątkę.
Wchodzi na górę i cały czas trzymając się uchwytów przy ścianie ustawia stopy na czymś co wygląda jak malutkie deskorolki. W pełnym skupieniu puszcza uchwyty i zaczyna zjeżdżać w dół niczym po prawdziwym rozbiegu. W odpowiednim momencie wybija się i ląduje na wyciągniętych w górę rękach Horla.
-Prościzna – kwituje Anders, a Vegard z dzikim entuzjazmem ładuje się na górę. - Poczekaj chwilę. Eeeej, lotnik! Sekunda!
Podbiega z jednej strony do chłopca, a z drugiej strony zjawia się Rune.
-Trzymaj się mocno – mruczy Velta podając Vegowi uchwyt ze ściany. Razem z Fannim ustawiają mu odpowiednio stopy na podestach. - Stoisz pewnie? - pyta Rune ostrożnie puszczając chłopca.
-Wydaje mi się, że tak – odpowiada mały.
-Nie martw się, najwyżej cię złapiemy, nie damy ci skończyć jak Stjernenowi – śmieje się Anders. - Puszczaj się!
Vegard wyciąga rączki z uchwytów i zaczyna zjeżdżać, ale po chwili prawa noga wyjeżdża mu trochę przed lewą i chłopiec wpada prosto w uścisk Velty.
-Pierwsze koty za płoty – uśmiecha się Rune. - Musisz pilnować nóg, żeby jechały w jednej linii. Ładuj się na górę.
-Mogę jeszcze raz? - pyta z nadzieją Vegard.
-Będziesz próbował tak długo, aż ci się uda – oznajmia Stoeckl ojcowskim tonem. - Masz cztery dni, żeby mnie przekonać, że warto na ciebie postawić!
-Może trener zabierze cię nawet na mistrzostwa świata... - rzuca śpiewnym tonem Tom, ale po chwili się uspokaja pod chłodnym spojrzeniem Alexa.
-Może nawet. Wezmę go na twoje miejsce, bo skaczesz ostatnio jak siedem nieszczęść.
-Jeden zawodnik, a jak za siedmiu! - wykrzykuje Hilde. - Widział trener jakie szczęście...
Zauważa jednak wzrok Stoeckla i rusza w kierunku lin do ćwiczenia równowagi. W tym czasie Vegard zdążył się wdrapać z powrotem na górę, a Rune i Fanni po raz kolejny ustawili mu stopy na podestach. Horl przykucnął przy końcu rozbiegu i w końcu chłopiec ruszył. Najwyraźniej wziął sobie do serca uwagę Velty, bo tym razem nie było żadnego problemu z nogami. Problem pojawił się dopiero na końcu, bo chłopiec zapomniał się wybić i wjechał prosto w Thomasa.
Na sali zapadła cisza, bo wszyscy wstrzymali oddech żeby zobaczyć, czy obaj pozbierają się po tej małej kraksie. Vegard przekulał się po materacu w bok, a Horl podniósł do siadu trzymając się za nos, z którego leciała mu krew. W momencie kiedy wszyscy zrozumieli, że nic im się nie stało chłopcy ryknęli śmiechem i zaczęli przybijać Vegowi piątki, gratulując mu załatwienia jednym ciosem z główki ich serwisanta.
-Dajcie mi chwilę, zaraz do was wrócę – mruczy Thomas i wychodzi do łazienki, żeby umyć twarz.
-Przepraszam... - szepcze Vegard i widać po jego minie, że jest przerażony. - Ja się tak skupiłem na tych nogach, że zapomniałem...
-Nikt ci nie ma za złe – przerywa mu Rune. - Właź na górę. Nie ma Thomasa, to ja cię złapię.
Rusza w kierunku końca rozbiegu, a Anders po upewnieniu się, że Vegard jest przygotowany do zjazdu, podchodzi do mnie i obejmuje mnie ramieniem.
-Ruszaj – nakazuje Fanni i chłopiec wyciąga dłonie z uchwytów. Zaczyna zjeżdżać i kiedy jest przy samym końcu mocno się wybija, żeby zaraz potem wylądować na wyprostowanych rękach Velty.
-Brawo! - Stoeckl jest wyraźnie zadowolony i głośno klaszcze w dłonie. - Anders, czy mógłbym cię o coś prosić? - pyta ciszej odwracając się w naszym kierunku.
-Jasne – wzrusza ramionami Fanni.
-Chcę, żebyś przyszedł jutro na skocznie.
-Nie.
-Dlaczego?
-Powiedziałem, że dopóki Diana nie będzie zdrowa...
-Wiem – przerywa mu Alex. - Ale ja naprawdę nie mam na kogo postawić na mistrzostwach. Pewniakami są Rune i Bardal. A ja potrzebuję czterech pewniaków.
-Przecież ja nie trenuje od tygodni – prycha Fanni.
-Więc przyjdź i mi udowodnij, że się nie nadajesz.
Uśmiecham się pod nosem. Stoeckl to mały psycholog; wie jak podejść Andersa żeby osiągnąć to co chce. Po minie Fanniego wiem, że zamierza powiedzieć, że przyjdzie, ale nie jest w stanie tego zrobić, bo drzwi od sali otwierają się z impetem i pojawia się w nich Andreas Vilberg.
-Diana! Miałem nadzieję, że cię tu spotkam! - krzyczy z uśmiechem.
Patrzę na niego zdezorientowana, a w całej sali zapada cisza.
-Właśnie wracam ze szpitala! Znaleźli ci dawcę!
-O mój Boże! - wykrzykuję piskliwym głosem, a w moich oczach momentalnie pojawiają się łzy. - Skąd?
-Z Norwegii.
-Wiesz kto to? - pytam z nadzieją.
-Wiem. Ja.


************

Kochani!
Dzięki Wam T&M i Heinz dostali się do trzeciego etapu konkursu na bloga roku. 
Z całego serca dziękuję każdemu, kto na nich zagłosował, bo to niewyobrażalny komplement dla mnie.
Gdybyście mieli ochotę to tu możecie na nich zagłosować w decydującej fazie :)
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję!
Ściskam, 
Z.