'Diana,
Pamiętasz jak Ci opowiadałem o moim
dzieciństwie? Śmiałaś się, że byłem strasznym dzieckiem. Jakby
tak pomyśleć, to miałaś rację. Byłem nadpobudliwy, krzykliwy i
średnio co drugi dzień przychodziłem z nowym siniakiem pod okiem.
Zawsze wtedy mówiłem przerażonym rodzicom 'żałujcie, że nie
widzieliście tego drugiego'. Mama płakała, że wyrośnie ze mnie
kryminalista, a tata mimo że na mnie za to krzyczał, to gdy mama
wychodziła mówił, że jest dumny że umiem oddać i zadbać o swój
tyłek.
Potem Einar zaczął zdobywać te swoje
nagrody w konkursach matematycznych i fizycznych. Boże, jak mi było
wtedy wstyd! Wiesz, starsi bracia moich kumpli byli postrachami,
tłukli na kwaśne jabłko każdego, kto zaczepił ich młodsze
rodzeństwo! A mój brat? Mój brat mógłby najwyżej komuś
strzelić w mordę wzorami skróconego mnożenia, albo wykładem na
temat prędkości kosmicznych. Wstyd, wstyd, wstyd.
Ale potem zacząłem w tym wszystkim
widzieć pozytywy. Einar był oczkiem w głowie rodziców, dzięki
czemu ja miałem spokój. Zimą spadało u nas mnóstwo śniegu, więc
brałem łopatę i usypywałem sobie prowizoryczne skocznie. W czasie
kiedy do rodziców przyjeżdżali znajomi, a mama z tata dumnie
opowiadali o sukcesach Einara, ja zakładałem zwykłe zjazdówki i
skakałem. Skakałem tak długo, aż spotkanie rodziców nie zostało
przerwane przez mój przeraźliwy wrzask bo złamałem nogę. Ot,
moja pierwsza kontuzja.
Wtedy właśnie rodzice postanowili dla
bezpieczeństwa zapisać mnie do klubu sportowego, bojąc się że
zacznę sobie urządzać rozbieg z dachu, czy coś w tym stylu.
Przyznaję, chodziło mi to po głowie. Zacząłem trenować z innymi
dzieciakami i dość szybko zauważyli mnie przedstawiciele
profesjonalnych klubów. Wiesz jaka to była dla mnie satysfakcja?
Einar i jego pierwiastki mogli się przy mnie schować! Byłem
sportowcem! A przynajmniej tak mi się wydawało.
Parę lat i kontuzji później dostałem
swoją szansę. Szansę, która wiązała się z przeprowadzką do
Oslo. Tu pojawił się problem pod tytułem 'Mama'. Oczywiście, że
nie chciała mnie puścić do liceum sportowego tak daleko od domu.
Bo kto mnie będzie karmił, bo na pewno się będę źle ubierał,
bo ktoś mnie napadnie. To ostatnie mogło mi się akurat przytrafić
nawet pod domem rodziców, ale nie kłóciłem się. Kłócił się
za to tata. Moje szczęście, albo nieszczęście polegało na tym,
że w tym samym roku na studia szedł Einar. Więc wysłali go razem
ze mną. Tak, tak. Nie mnie z nim. Jego ze mną! Zadowolony nie
byłem, ale przynajmniej pojechałem do Oslo. A że Einar to ani mój
ojciec ani moja matka, szybko poczułem się dorosły. Zresztą,
nawet nie próbował mnie umoralniać, chyba zrozumiał że to nie ma
sensu. Więc chodziłem do klubów, wpadałem w kłopoty, wydawałem
w tydzień kasę na cały miesiąc. Czułem się dojrzałym facetem.
I wiesz czego mi tylko brakowało? Pięknej dziewczyny u boku.
Do tej pory jak wspominam nasze
pierwsze spotkanie to chce mi się śmiać. Pamiętam jak przyszłaś
pisać artykuł, którego nie miałaś najmniejszej ochoty tworzyć.
Chciałaś pisać o telewizji, o gwiazdach, modzie! A tymczasem
kazali Ci napisać reportaż o skoczku narciarskim! Twoja
niezadowolona mina powinna przejść do kanonu najbardziej
ekspresyjnych min stulecia!
Nie wierzyłaś, że jestem skoczkiem.
Zirytowałaś mnie do tego stopnia, że wkurzony zabrałem Cię na
skocznie i skoczyłem. A wtedy się okazało, że zrobiłaś to
specjalnie. Że od dwóch tygodni wiedziałaś, że napiszesz o mnie,
że wiedziałaś o mnie z internetu tyle rzeczy, że głowa mała.
A twój artykuł nadal oprawiony wisi u
moich rodziców w salonie.
'Powinieneś się trzymać tej
dziewczyny' powiedziała mi wtedy mama. Tak, tak. Diana Larsen już
wtedy była idealną synową dla mojej mamy. Sam nie wiem dlaczego,
nigdy nie potrafiła mi tego wyjaśnić.
Zaczęliśmy się spotykać. A ty długo
nie chciałaś mnie zabrać do siebie do domu, mimo że mieszkałaś
nadal z rodzicami bo pochodzisz z Oslo. Zastanawiałem się dlaczego.
Przez myśl mi nawet przeszło, że może się czegoś wstydzisz,
może wam się nie przelewa z kasą, może macią jakąś wstydliwą
tajemnicę. W końcu nie wytrzymałaś moich irytujących pytań i
zabrałaś mnie do swoich rodziców dokładnie instruując jak mam
się ubrać i zachowywać. Zdziwiło mnie to, ale nie aż tak jak
moment poznania twoich rodziców i zobaczenia twoich rodziców.
Nigdy nie dałaś po sobie poznać, że
masz tak bogatych rodziców! Dom był wielki, samochody drogie i
zadbane, a Twoja mama... No cóż! Uwielbiam w tej chwili Twoją
mamę, ale nigdy nie zapomnę jak na mnie spojrzała za pierwszym
razem. Jakbym był nikim. Prychnęła szyderczo gdy usłyszała, że
jestem sportowcem. Zresztą z Twojego dziennikarstwa też nigdy nie
była zadowolona. A Ty... Ty byłaś niesamowita! W ogóle się tym
nie przejmowałaś! Każdą jej uwagę puszczałaś mimo uszu i dalej
wesoło gawędziłaś z Leą.
Twój tata za to od razu zaskarbił
sobie moją sympatię. Na stronie ostrzegł mnie, że jego żona ma
wysokie wymaganie jeśli chodzi o przyszłość córek i niestety
czeka mnie długa tyrada. Jednocześnie zapewnił mnie, że mam w nim
sojusznika i że mi nogi z dupy powyrywa, jeśli kiedykolwiek
będziesz przeze mnie płakać!
No właśnie... Diana, powinienem być
już w tej chwili kaleką!
Tyle dla mnie zrobiłaś. Zostawiłaś
swoje życie w Oslo i pojechałaś do Lillehammer tylko po to, żeby
być ze mną. Mimo że idealnie pasowałaś do szybkiego życia
stolicy i na pewno lepszą uczelnią była ta w Oslo. A ty jak gdyby
nigdy nic spakowałaś swoje rzeczy i żegnając się ze swoją
niezadowoloną matką wsiadłaś w samochód.
Powiem jedno: masz jaja dziewczyno.
Pół roku później chyba zrozumieli,
że to nie był kaprys i że nie wracasz. Kupili nam mieszkanie na w
miarę nowym osiedlu i zaczęliśmy spokojne życie. Ty studiowałaś,
ja skakałem. Tylko że zaraz potem przyszły pierwsze sukcesy i mi
konkretnie odbiło. Jak pomyślę o tym z perspektywy czasu, to
zastanawiam się jak mogłem być taki głupi. A jednocześnie myślę
o tym, jakim cudem ty byłaś taka cierpliwa. Diana! Mogłaś
wszystko! Mogłaś mnie wywalić z tego mieszkania, mogłaś mnie
kopnąć w tyłek i wrócić do Oslo! A ty zostałaś. Płakałaś,
czekałaś i dbałaś o mnie. Nie doceniałem tego. Nie doceniałem
do czasu kiedy zrozumiałem, że mogę to stracić.
Byłem idiotą. Kiedy zobaczyłem, że
Vilberg się do Ciebie przystawia to zamiast się rozmówić z nim,
zostawiałem w domu Ciebie. Wydawało mi się że Boga za nogi
chwyciłem trafiając do kadry narodowej i że nie mogę nikomu
skoczyć. Nie myślałem kompletnie o tym, że potrzebowali mojego
talentu. Nie! Myślałem że jak tylko komuś podpadnę to zaraz mnie
wywalą. A Ty zawsze byłaś obok, choćby nie wiem co. Więc co
miałem do stracenia?
Twoja białaczka była takim szokiem,
jakiego nigdy w życiu nie doznałem wcześniej. Moja wspaniała
Diana miała być śmiertelnie chora? Diana, która zawsze jest,
zawsze pomoże? Myśl, że mogłem Cię stracić nagle jakby
otworzyła mi oczy. Słyszałem złośliwy głos 'i co teraz zrobisz,
cwaniaku?'. I po raz kolejny zachowałem się jak buc. Po prostu
wyszedłem, zostawiając Cię na długie godziny. Pewnie nie tak
wyobrażałaś sobie przekazanie mi tej informacji. I właśnie o tym
wtedy pomyślałem. Że to przede wszystkim dla Ciebie jest trudna
sytuacja, nie dla mnie. Postanowiłem, że czas w końcu dorosnąć i
wziąć na siebie jakąś część zmartwień.
Więc wróciłem i się starałem.
Ale wiadomość o tym, że zbanowałaś
Vilberga mnie po prostu rozwaliła. Diana... Tym razem Ty pomyśl o
mnie. O tym, że dla mnie to też trudna sytuacja. Vilberg był zaraz
pod nosem, w czasie kiedy my szukaliśmy dawcy w Stanach czy Japonii.
A dawca numer dwa mógł się nigdy nie znaleźć! Wyjechałem do
Falun, zdobyłem medal i wtedy zadzwoniła Lea.
Diana, byłem tu. Przyleciałem do Oslo
tak szybko jak się tylko dało. Siedziałem trzy dni i trzy noce bez
żadnej przerwy na sen. Patrzyłem na ciebie i się obwiniałem.
Wiedziałem, że te Mistrzostwa to głupi pomysł. Ale potem
rozmawiałem z Leą, która powiedziała mi że Ty tego chciałaś.
Że chciałaś, żebym znowu skakał, czerpał z tego radość. Więc
wróciłem do Falun. W sobotę popołudniu skaczę w konkursie
drużynowym i wygram go. Dla Ciebie. I obiecuję Ci, że jeszcze w
sobotę mnie zobaczysz przy swoim łóżku. Aha. I przyciągnę za
sobą Vilberga. Czas chyba uratować Ci życie, co nie?
Powiedziałem Vegowi, żeby się Tobą
opiekował. Mam nadzieję, że się spisuje i nie będę musiał
przeprowadzać z nim poważnej, męskiej rozmowy.
Kocham Cię, wiesz? Kocham Twoje
przewracanie oczami, Twoją nieodpowiedzialność, Twoją obsesję na
punkcie herbaty, fakt że nie cierpisz większości seriali, które
oglądam. A wiesz dlaczego? Bo wiem, że oglądasz je tylko po to,
żeby ze mną być!
Kocham jak tłumaczysz mi zasady
curlingu, bo w ogóle ich nie rozumiem, jak uczysz mnie jeździć na
łyżwach i jak za każdym razem kiedy wracam cały wieczór leżymy
pod kocem i oglądamy kolejny film z Oscarowej listy. Kocham życie z
Tobą!
Więc bądź dzielna i spędźmy życie
razem!
Twój Anders'
Odkładam list na kolana i spoglądam
na Fanniego mokrymi od łez oczami. Obudziłam się za późno, żeby
zdążyć go przeczytać przez powrotem Andersa z Falun. Tak jak
obiecał, przyjechał ze złotym medalem na szyi.
A teraz patrzy na mnie niepewnie,
siedząc w nogach łóżka. Ciszę przerywa tylko cichutkie
pochrapywanie Vegarda, który przespał moment mojego obudzenia i
nadal beztrosko śpi przytulony do mojego boku.
-Jesteś gotowa, żeby walczyć? - pyta
spokojnie Fanni.
-Razem?
-Razem.
-Więc walczmy – uśmiecham się
zamykając w uścisku dłoni jego dłoń.
Bo droga przebyta z najlepszym
przyjacielem u boku, nigdy nie jest zbyt długa.
Bum! Dziesięć będzie epilogiem. Nie mogę Was dłużej trzymać w niepewności ;)
Zaraz potem przechodzimy do Mayeczki i Ryśka!
Kogo jeszcze nie było, tego zapraszam:
http://ironicones.blogspot.com/
Tymczasem idę tworzyć wyimaginowany świat Heinza Kuttina!
See ya!
Z.