niedziela, 19 kwietnia 2015

Dziewięć.

'Diana,

Pamiętasz jak Ci opowiadałem o moim dzieciństwie? Śmiałaś się, że byłem strasznym dzieckiem. Jakby tak pomyśleć, to miałaś rację. Byłem nadpobudliwy, krzykliwy i średnio co drugi dzień przychodziłem z nowym siniakiem pod okiem. Zawsze wtedy mówiłem przerażonym rodzicom 'żałujcie, że nie widzieliście tego drugiego'. Mama płakała, że wyrośnie ze mnie kryminalista, a tata mimo że na mnie za to krzyczał, to gdy mama wychodziła mówił, że jest dumny że umiem oddać i zadbać o swój tyłek.
Potem Einar zaczął zdobywać te swoje nagrody w konkursach matematycznych i fizycznych. Boże, jak mi było wtedy wstyd! Wiesz, starsi bracia moich kumpli byli postrachami, tłukli na kwaśne jabłko każdego, kto zaczepił ich młodsze rodzeństwo! A mój brat? Mój brat mógłby najwyżej komuś strzelić w mordę wzorami skróconego mnożenia, albo wykładem na temat prędkości kosmicznych. Wstyd, wstyd, wstyd.
Ale potem zacząłem w tym wszystkim widzieć pozytywy. Einar był oczkiem w głowie rodziców, dzięki czemu ja miałem spokój. Zimą spadało u nas mnóstwo śniegu, więc brałem łopatę i usypywałem sobie prowizoryczne skocznie. W czasie kiedy do rodziców przyjeżdżali znajomi, a mama z tata dumnie opowiadali o sukcesach Einara, ja zakładałem zwykłe zjazdówki i skakałem. Skakałem tak długo, aż spotkanie rodziców nie zostało przerwane przez mój przeraźliwy wrzask bo złamałem nogę. Ot, moja pierwsza kontuzja.
Wtedy właśnie rodzice postanowili dla bezpieczeństwa zapisać mnie do klubu sportowego, bojąc się że zacznę sobie urządzać rozbieg z dachu, czy coś w tym stylu. Przyznaję, chodziło mi to po głowie. Zacząłem trenować z innymi dzieciakami i dość szybko zauważyli mnie przedstawiciele profesjonalnych klubów. Wiesz jaka to była dla mnie satysfakcja? Einar i jego pierwiastki mogli się przy mnie schować! Byłem sportowcem! A przynajmniej tak mi się wydawało.
Parę lat i kontuzji później dostałem swoją szansę. Szansę, która wiązała się z przeprowadzką do Oslo. Tu pojawił się problem pod tytułem 'Mama'. Oczywiście, że nie chciała mnie puścić do liceum sportowego tak daleko od domu. Bo kto mnie będzie karmił, bo na pewno się będę źle ubierał, bo ktoś mnie napadnie. To ostatnie mogło mi się akurat przytrafić nawet pod domem rodziców, ale nie kłóciłem się. Kłócił się za to tata. Moje szczęście, albo nieszczęście polegało na tym, że w tym samym roku na studia szedł Einar. Więc wysłali go razem ze mną. Tak, tak. Nie mnie z nim. Jego ze mną! Zadowolony nie byłem, ale przynajmniej pojechałem do Oslo. A że Einar to ani mój ojciec ani moja matka, szybko poczułem się dorosły. Zresztą, nawet nie próbował mnie umoralniać, chyba zrozumiał że to nie ma sensu. Więc chodziłem do klubów, wpadałem w kłopoty, wydawałem w tydzień kasę na cały miesiąc. Czułem się dojrzałym facetem. I wiesz czego mi tylko brakowało? Pięknej dziewczyny u boku.
Do tej pory jak wspominam nasze pierwsze spotkanie to chce mi się śmiać. Pamiętam jak przyszłaś pisać artykuł, którego nie miałaś najmniejszej ochoty tworzyć. Chciałaś pisać o telewizji, o gwiazdach, modzie! A tymczasem kazali Ci napisać reportaż o skoczku narciarskim! Twoja niezadowolona mina powinna przejść do kanonu najbardziej ekspresyjnych min stulecia!
Nie wierzyłaś, że jestem skoczkiem. Zirytowałaś mnie do tego stopnia, że wkurzony zabrałem Cię na skocznie i skoczyłem. A wtedy się okazało, że zrobiłaś to specjalnie. Że od dwóch tygodni wiedziałaś, że napiszesz o mnie, że wiedziałaś o mnie z internetu tyle rzeczy, że głowa mała.
A twój artykuł nadal oprawiony wisi u moich rodziców w salonie.
'Powinieneś się trzymać tej dziewczyny' powiedziała mi wtedy mama. Tak, tak. Diana Larsen już wtedy była idealną synową dla mojej mamy. Sam nie wiem dlaczego, nigdy nie potrafiła mi tego wyjaśnić.
Zaczęliśmy się spotykać. A ty długo nie chciałaś mnie zabrać do siebie do domu, mimo że mieszkałaś nadal z rodzicami bo pochodzisz z Oslo. Zastanawiałem się dlaczego. Przez myśl mi nawet przeszło, że może się czegoś wstydzisz, może wam się nie przelewa z kasą, może macią jakąś wstydliwą tajemnicę. W końcu nie wytrzymałaś moich irytujących pytań i zabrałaś mnie do swoich rodziców dokładnie instruując jak mam się ubrać i zachowywać. Zdziwiło mnie to, ale nie aż tak jak moment poznania twoich rodziców i zobaczenia twoich rodziców.
Nigdy nie dałaś po sobie poznać, że masz tak bogatych rodziców! Dom był wielki, samochody drogie i zadbane, a Twoja mama... No cóż! Uwielbiam w tej chwili Twoją mamę, ale nigdy nie zapomnę jak na mnie spojrzała za pierwszym razem. Jakbym był nikim. Prychnęła szyderczo gdy usłyszała, że jestem sportowcem. Zresztą z Twojego dziennikarstwa też nigdy nie była zadowolona. A Ty... Ty byłaś niesamowita! W ogóle się tym nie przejmowałaś! Każdą jej uwagę puszczałaś mimo uszu i dalej wesoło gawędziłaś z Leą.
Twój tata za to od razu zaskarbił sobie moją sympatię. Na stronie ostrzegł mnie, że jego żona ma wysokie wymaganie jeśli chodzi o przyszłość córek i niestety czeka mnie długa tyrada. Jednocześnie zapewnił mnie, że mam w nim sojusznika i że mi nogi z dupy powyrywa, jeśli kiedykolwiek będziesz przeze mnie płakać!
No właśnie... Diana, powinienem być już w tej chwili kaleką!
Tyle dla mnie zrobiłaś. Zostawiłaś swoje życie w Oslo i pojechałaś do Lillehammer tylko po to, żeby być ze mną. Mimo że idealnie pasowałaś do szybkiego życia stolicy i na pewno lepszą uczelnią była ta w Oslo. A ty jak gdyby nigdy nic spakowałaś swoje rzeczy i żegnając się ze swoją niezadowoloną matką wsiadłaś w samochód.
Powiem jedno: masz jaja dziewczyno.
Pół roku później chyba zrozumieli, że to nie był kaprys i że nie wracasz. Kupili nam mieszkanie na w miarę nowym osiedlu i zaczęliśmy spokojne życie. Ty studiowałaś, ja skakałem. Tylko że zaraz potem przyszły pierwsze sukcesy i mi konkretnie odbiło. Jak pomyślę o tym z perspektywy czasu, to zastanawiam się jak mogłem być taki głupi. A jednocześnie myślę o tym, jakim cudem ty byłaś taka cierpliwa. Diana! Mogłaś wszystko! Mogłaś mnie wywalić z tego mieszkania, mogłaś mnie kopnąć w tyłek i wrócić do Oslo! A ty zostałaś. Płakałaś, czekałaś i dbałaś o mnie. Nie doceniałem tego. Nie doceniałem do czasu kiedy zrozumiałem, że mogę to stracić.
Byłem idiotą. Kiedy zobaczyłem, że Vilberg się do Ciebie przystawia to zamiast się rozmówić z nim, zostawiałem w domu Ciebie. Wydawało mi się że Boga za nogi chwyciłem trafiając do kadry narodowej i że nie mogę nikomu skoczyć. Nie myślałem kompletnie o tym, że potrzebowali mojego talentu. Nie! Myślałem że jak tylko komuś podpadnę to zaraz mnie wywalą. A Ty zawsze byłaś obok, choćby nie wiem co. Więc co miałem do stracenia?
Twoja białaczka była takim szokiem, jakiego nigdy w życiu nie doznałem wcześniej. Moja wspaniała Diana miała być śmiertelnie chora? Diana, która zawsze jest, zawsze pomoże? Myśl, że mogłem Cię stracić nagle jakby otworzyła mi oczy. Słyszałem złośliwy głos 'i co teraz zrobisz, cwaniaku?'. I po raz kolejny zachowałem się jak buc. Po prostu wyszedłem, zostawiając Cię na długie godziny. Pewnie nie tak wyobrażałaś sobie przekazanie mi tej informacji. I właśnie o tym wtedy pomyślałem. Że to przede wszystkim dla Ciebie jest trudna sytuacja, nie dla mnie. Postanowiłem, że czas w końcu dorosnąć i wziąć na siebie jakąś część zmartwień.
Więc wróciłem i się starałem.
Ale wiadomość o tym, że zbanowałaś Vilberga mnie po prostu rozwaliła. Diana... Tym razem Ty pomyśl o mnie. O tym, że dla mnie to też trudna sytuacja. Vilberg był zaraz pod nosem, w czasie kiedy my szukaliśmy dawcy w Stanach czy Japonii. A dawca numer dwa mógł się nigdy nie znaleźć! Wyjechałem do Falun, zdobyłem medal i wtedy zadzwoniła Lea.
Diana, byłem tu. Przyleciałem do Oslo tak szybko jak się tylko dało. Siedziałem trzy dni i trzy noce bez żadnej przerwy na sen. Patrzyłem na ciebie i się obwiniałem. Wiedziałem, że te Mistrzostwa to głupi pomysł. Ale potem rozmawiałem z Leą, która powiedziała mi że Ty tego chciałaś. Że chciałaś, żebym znowu skakał, czerpał z tego radość. Więc wróciłem do Falun. W sobotę popołudniu skaczę w konkursie drużynowym i wygram go. Dla Ciebie. I obiecuję Ci, że jeszcze w sobotę mnie zobaczysz przy swoim łóżku. Aha. I przyciągnę za sobą Vilberga. Czas chyba uratować Ci życie, co nie?
Powiedziałem Vegowi, żeby się Tobą opiekował. Mam nadzieję, że się spisuje i nie będę musiał przeprowadzać z nim poważnej, męskiej rozmowy.
Kocham Cię, wiesz? Kocham Twoje przewracanie oczami, Twoją nieodpowiedzialność, Twoją obsesję na punkcie herbaty, fakt że nie cierpisz większości seriali, które oglądam. A wiesz dlaczego? Bo wiem, że oglądasz je tylko po to, żeby ze mną być!
Kocham jak tłumaczysz mi zasady curlingu, bo w ogóle ich nie rozumiem, jak uczysz mnie jeździć na łyżwach i jak za każdym razem kiedy wracam cały wieczór leżymy pod kocem i oglądamy kolejny film z Oscarowej listy. Kocham życie z Tobą!
Więc bądź dzielna i spędźmy życie razem!
Twój Anders'

Odkładam list na kolana i spoglądam na Fanniego mokrymi od łez oczami. Obudziłam się za późno, żeby zdążyć go przeczytać przez powrotem Andersa z Falun. Tak jak obiecał, przyjechał ze złotym medalem na szyi.
A teraz patrzy na mnie niepewnie, siedząc w nogach łóżka. Ciszę przerywa tylko cichutkie pochrapywanie Vegarda, który przespał moment mojego obudzenia i nadal beztrosko śpi przytulony do mojego boku.
-Jesteś gotowa, żeby walczyć? - pyta spokojnie Fanni.
-Razem?
-Razem.
-Więc walczmy – uśmiecham się zamykając w uścisku dłoni jego dłoń.
Bo droga przebyta z najlepszym przyjacielem u boku, nigdy nie jest zbyt długa.


Bum! Dziesięć będzie epilogiem. Nie mogę Was dłużej trzymać w niepewności ;)
Zaraz potem przechodzimy do Mayeczki i Ryśka!
Kogo jeszcze nie było, tego zapraszam:
http://ironicones.blogspot.com/
Tymczasem idę tworzyć wyimaginowany świat Heinza Kuttina!
See ya!
Z.

9 komentarzy:

  1. Weszłam tutaj nie wierząc, że coś będzie, a tutaj proszę! Jaki epilog? Jaki epilog? A ja tak ich pokochałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kilka godzin temu skończyłam czytać Zostań jeśli kochasz, przed chwilą skończyłam fim i teraz od razu Diana i Fanni... Błagam, nie kończ tego, w takim momencie jak książka powyżej... :/ I jakim prawem już epilog?? O.o Ja wiem, że nie chcesz nas trzymać w niepewności, ale... Ja chcę dalej tą bandę... <3 Ja chcę, aby Vegard, Diana, Anders, Lea, Team Norway, wszyscy, wszyscy przez to przeszli. Cali i szczęśliwi. Mówiłaś, że będzie wyciskanie łez... Owszem, było, ale jednak mam nadzieję, że nie masz zamiaru tego w większej mierze robić na końcu... Nie chcesz chyba uśmiercać Diany i zostawiać załamanego Fanniego samego... A swoją drogą ciekawe, czy rodzice Diany się nią w ogóle interesują...(Chyba, że mam słabą pamięć, coś wspominałaś, a ja nic nie pamiętam? O.o)
    Czekam na wyimaginowany świat Heinza ;)
    Nie mogę się doczekać epilogu (z happy endem)... :)
    Weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooooo Panie! ;D Przeczytałam wszystko na jednym tchu! :')
    Genialnie, genialnie, genialnie. *--*
    Ale że już ten epilog?! Rli? ;x Ja chcę więcej Diany i Andersa. ♥ ♥
    Fannis nareszcie zrozumiał wszystko. A Diana ma dawcę. Zaczyna się układać... Oby nie było wielkiego wyciskania łez na koniec! :D

    Weny życzę! *-*
    Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wściekam się z powodu tego przyszłego epilogu tylko dlatego, że nie mogę się doczekać pierwszych rozdziałów na nowym blogu. Sprytnie, chcesz osłodzić koniec tego bloga nowym, ale kurczę może ten epilog to dobry pomysł, bo ja cały czas żyłam w niepewności i strachu o Diane i Fanniego.
    Przestraszyłaś mnie w ostatnim rozdziale, ale teraz kiedy Diana się obudziła, czuję się spokojniejsza. Wiem że nie zrobisz nic co mogłoby im zaszkodzić, dlatego tak bardzo lubię twoje historie. Czekam z niecierpliwością na epilog.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziesięć będzie epilogiem... No dzięki bardzo! Wiedząc, jakie rozwiązania bierzesz pod uwagę, nie jestem na to ani trochę gotowa. Bo cholera wie, co Ci do łba strzeli i co im zrobisz. Zwłaszcza po tym pięknym liście Fannisa do Diany, na którym się porządnie spłakałam, bo naprawdę nie wyobrażałam sobie, że stać go na taki gest. Bo Anders to Anders, ale zapamiętał tyle szczegółów, na które normalnie faceci rzadko kiedy zwracają uwagę i tak pięknie przelał to na papier (zawsze wiedziałam, że Fannemel to humanista), że teraz, gdy jestem po trzeciej lekturze tego rozdziału, mam mokre poliki. Nie ma nic piękniejszego, niż własny sposób mówienia "Kocham Cię", który według mnie jest o wiele cenniejszy od tych dwóch słów. Bo one zamykają wszystko to, co Fannis zawarł w tym liście, ale liczą się jeszcze gesty. A ich ze strony Andersa jest coraz więcej.
    I och, jak ja bardzo chcę, aby to wszystko skończyło się dobrze! By dostali tę swoją szansę, by wygrali w tej walce, którą toczą razem! Może Fannis jest niewielki, ale na pewno jest silny. Oboje są. I mają wygrać, bo jak nie, to w Wiśle bawisz się sama, o. :P
    Także tego... Czekam. I naprawdę jestem przerażona.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tu CichaJa1! :) kolejny super rozdzial. Czekam na epilog i czekam na kolejne opowiadanie. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. tak, tak, tak!!! Tzn, smutno że epilog, ale to już prawie jak happy end. I Vegard <3. A ten list, no to miodzio. Mały Fannis skaczący (prawie) z dachu kupił moje serce :). CZekam na ten epilog niecierpliwie.
    E_A

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochaanaaa, już prawie dwa miesiące czekamy :(

    OdpowiedzUsuń
  9. No dobra, wolę się nie zastanawiać jak to się zakończy. Wóz albo przewóz i wszyscy dobrze o tym wiemy. Więc może dobrze, że dopiero teraz wzięłam się do czytania, bo zostało mi stosunkowo mniej czasu na oczekiwanie.
    Strasznie się czuję przybita. Coś czuję, że mi się okres zbliża :P a poprawienie tego takim tematem jak ten powyżej daje mieszankę wybuchową. Zaraz będę ryczeć.
    Ale zanim, to muszę Ci powiedzieć o jednej bardzo fantastycznej sprawie wynikającej z tego opowiadania. Mianowicie znów przypomniałaś mi moją przepotężną miłość do Norków. Z Hildziakiem na czele, rzecz jasna :) Cudowni panowie <3
    buziaki słońce :** tylko mi tu czegoś brzydkiego nie zmaluj w epilogu!!!

    OdpowiedzUsuń