-Skąd wiedzieli, że o mnie chodzi?
Zrezygnowana i przerażona idę za
Andersem, który ciągnie mnie za rękę przez tłum dziennikarzy.
-Akcję promują skoczkowie - próbuje
przekrzyczeć krzyki reporterów Fanni – więc pewnie ogarnęli, że
chodzi o kogoś ze środowiska. Prześwietlili w pierwszej kolejności
zawodników i jak znaleźli ciebie, to w ciemno poszli, że to ty
jesteś Dianą z Norwegii, o którą chodzi.
O taki geniusz, to bym ich nie
podejrzewała. No ale niech będzie. Jeszcze nigdy w życiu droga ze
schodów do samochodu nie zajęła mi tak dużo czasu.
-... nie uważasz, że ta choroba to
twoja szansa na zaistnienie?
Staję jak wmurowana i rozglądam się
wokół, żeby znaleźć debila, który zadał to bezsensowne
pytanie. Jest. Dumny jak paw ze swojego toku myślenia.
-Nie. Uważam, że ta choroba to moja
szansa na przedwczesną śmierć. I nie prosiłam się o nią, tak
dla pańskiej informacji.
-Diana, pakuj się – słyszę głos
Fanniego i czuję jak lekko popycha mnie w kierunku otwartych drzwi
samochodu.
Przez szybę widzę, jak Anders
podchodzi do dziennikarza i stając tak, że ich twarze dzieli kilka
centymetrów, cedzi do niego coś przez zęby. Reporter wygląda
jakby był odrobinę wytrącony z równowagi, ale stara się zachować
twarz. W tym czasie Fanni obchodzi samochód i wsiada za kierownicę.
-Co mu powiedziałeś? - pytam.
-Że mu załatwię przeniesienie do
wiadomości dla rolników jak się nie odpierdoli – mruga do mnie
łobuzersko.
Uśmiecham się lekko, ale wiem że
kłamie. I wcale nie mam mu tego za złe.
Od kilku dni Anders stara się zdjąć
ze mnie jak najwięcej stresu. Szczerze przed sobą przyznaję się,
że byłam pewna że potraktuje mnie jak chorego kumpla. Każe wziąć
się w garść, będzie obok, ale dla towarzystwa a nie wsparcia.
Tymczasem Fanni stał się prawdziwą głową rodziny. Wyniósł moje
dobro ponad swoje, moje potrzeby ponad swoje i potrafił całkowicie
zrezygnować ze swojej wielkiej miłości – skoków. Za każdym
razem kiedy o tym pomyśle, gorąca fala rozlewa się po moim sercu i
nie umiem opanować uśmiechu.
-Nie wiem czy Tom dobrze zrobił... -
zaczynam.
-Tom zrobił najlepszą rzecz jaka mu
przyszła do głowy – przerywa mi Fanni wyjeżdżając przez bramę
osiedla. - A że nie pomyślał o konsekwencjach w postaci tych
idiotów wystających pod naszym domem, to akurat nie powinno cię
dziwić – kończy z lekkim uśmiechem.
-Dobrze wyszedłeś – rzucam z
podziwem przeglądając czasopismo w szpitalnej poczekalni. W nowym
numerze pisma sportowego ukazała się reklama nart z udziałem
Andersa. - Kompletnie już zapomniałam, że robiłeś te zdjęcia.
To było dwa miesiące...
-Trzy miesiące temu – poprawia mnie
Fanni.
-Trzy miesiące temu – powtarzam
cicho.
Chłopak patrzy na mnie z żalem.
-Przepraszam – nagle przed nami staje
kobieta, którą już kiedyś spotkałam na oddziale onkologicznym. -
Wiem, że to nieodpowiednie... ale czy pani jest Dianą z Norwegii?
-Niestety tak – uśmiecham się
smutno.
Oczy zachodzą jej łzami, a ona
przyciąga mnie do siebie i mocno przytula.
-Dziękuję – szlocha mi we włosy.
-Cieszę się, że mogłam pomóc –
mówię niepewnie poklepując ją po plecach. - Ale co właściwie
zrobiłam?
-Ah tak – kobieta ociera łzy z
policzków i odsuwa się ode mnie odrobinę. - Dzięki tej całej
akcji, w Słowenii znalazł się dawca szpiku dla mojego synka.
Dopiero teraz zauważam małego chłopca
przytulającego się do jej nóg. Patrzy na mnie z najwyższym
zainteresowaniem więc kucam przed nim i wyciągam dłoń.
-Cześć. Jestem Diana, a ty?
Niepewnie wychodzi zza nóg swojej mamy
i chwyta moją dłoń.
-Vegard.
-Cieszysz się, że będziesz zdrowy?
-Bardzo – potwierdza maluch. - Nie
lubię szpitala. A ty?
-Też nie za bardzo za nim przepadam...
-Ale czy ty będziesz zdrowa?
Po raz kolejny tego dnia uśmiecham się
smutno.
-Nie wiem. Też potrzebuję dawcy, tak
samo jak ty.
-Będziesz zdrowa – oznajmia mi
Vegard. - Moja mama mówi, że to dzięki tobie będę zdrowy. Więc
jesteś moim aniołem stróżem. A anioły nie umierają, nie
wiedziałaś?
Usta mimowolnie wykrzywiają mi się w
uśmiechu.
-Poza tym, jak to tak? Skoro ja będę
żył, to kto mnie będzie chronił później jak będę już duży,
skoro ty nie będziesz zdrowa? Nie możesz mnie zostawić.
-Mama cię będzie chronić –
zapewniam go.
-Mama to mama – odpowiada pewnie
chłopiec. - A ty jesteś aniołem stróżem. Mama nie może być
aniołem. Prawda?
-Vegard, chyba się za bardzo
rozgadałeś... - upomina go mama.
-Pani w przedszkolu mówiła, że z
aniołem stróżem można porozmawiać o wszystkim. Więc rozmawiam.
Pyzata twarz chłopca wykrzywia się w
szerokim uśmiechu, który próbuję odwzajemnić, ale czuję że
zwyczajnie nie mam siły. Przechylam się do tyłu i siadam.
-Diana? - słyszę głos Fanniego. -
Diana?!
Nie potrafię utrzymać się w pionie i
opierając się na ramionach Andersa, który w porę mnie złapał,
opadam na ziemię. Widzę nad swoją głową rozmazaną twarz
chłopaka, ale nie jestem w stanie nic powiedzieć.
-Diana?! Niech ktoś do cholery zawoła
lekarza!
Pik. Pik. Pik.
Zaczynam odzyskiwać świadomość.
Drażniący dźwięk aparatury jest coraz głośniejszy. Czuję, że
w lewej dłoni podłączony mam wenflon, z kolei lewa trzymana jest
od łokcia w górze przez dwie ciepłe dłonie. Domyślam się, że
należą do Fanniego, ale nie mam siły otworzyć oczu.
Nagle ze zdziwieniem stwierdzam, że
słyszę pociąganie nosem. Anders by przecież nie płakał, prawda?
-Pewnie mnie nie słyszysz, ale ja
muszę to wszystko teraz powiedzieć. Kocham cię bardziej niż
kiedykolwiek wcześniej. A może bardziej niż kiedykolwiek wcześniej
jestem tego pewien. I nie potrafię sobie wyobrazić życia bez
ciebie. Nie umiem sobie wyobrazić, że wracam z zawodów, a ty na
mnie nie czekasz. Lekarze mówią, że to omdlenie to tylko z
przemęczenia, ale ja... ja się zwyczajnie boję.
Słyszę, że bierze głęboki oddech i próbuje zapanować nad roztrzęsionym głosem.
-Nie powiedziałem ci prawdy, kiedy spytałaś co powiedziałem temu dziennikarzowi. Wiesz co mu powiedziałem? Że życzę mu tego samego, żeby doświadczył i przestał zadawać pytania na temat, o którym nie ma zielonego pojęcia. Nie powiedziałem ci prawdy, bo nie byłabyś dumna. Jesteś dobrym człowiekiem. Jak to powiedział ten mały dzisiaj? Ah tak! Anioł stróż! I ja, dzięki tobie, też chcę być lepszym człowiekiem, ale jak widzę, że ktoś cię krzywdzi to... to mam ochotę zatłuc gnoja.
Delikatnie pociąga nosem, a jego dłonie mocno zaciskają się na mojej.
-Gdybym tylko mógł ci jakoś realnie pomóc... Diana, oddałbym ci wszystko. A ty nie chcesz niczego. Trzymam cię teraz za rękę i zastanawiam się, dlaczego ty mnie jeszcze nie zostawiłaś. Byłem beznadziejnym chłopakiem, a ty czekałaś co tydzień, sezon po sezonie. A teraz leżysz tu. Bez żadnej świadomości. Mam do ciebie jedną, jedyną prośbę. Obiecuję, że to już ostatnia. Potem to ja będę spełniał twoje prośby. Ale Diana, proszę cię, zostań ze mną.
Słyszę, że bierze głęboki oddech i próbuje zapanować nad roztrzęsionym głosem.
-Nie powiedziałem ci prawdy, kiedy spytałaś co powiedziałem temu dziennikarzowi. Wiesz co mu powiedziałem? Że życzę mu tego samego, żeby doświadczył i przestał zadawać pytania na temat, o którym nie ma zielonego pojęcia. Nie powiedziałem ci prawdy, bo nie byłabyś dumna. Jesteś dobrym człowiekiem. Jak to powiedział ten mały dzisiaj? Ah tak! Anioł stróż! I ja, dzięki tobie, też chcę być lepszym człowiekiem, ale jak widzę, że ktoś cię krzywdzi to... to mam ochotę zatłuc gnoja.
Delikatnie pociąga nosem, a jego dłonie mocno zaciskają się na mojej.
-Gdybym tylko mógł ci jakoś realnie pomóc... Diana, oddałbym ci wszystko. A ty nie chcesz niczego. Trzymam cię teraz za rękę i zastanawiam się, dlaczego ty mnie jeszcze nie zostawiłaś. Byłem beznadziejnym chłopakiem, a ty czekałaś co tydzień, sezon po sezonie. A teraz leżysz tu. Bez żadnej świadomości. Mam do ciebie jedną, jedyną prośbę. Obiecuję, że to już ostatnia. Potem to ja będę spełniał twoje prośby. Ale Diana, proszę cię, zostań ze mną.
Powoli otwieram oczy i momentalnie je
zamykam pod wpływem promieni słońca, świecących mi prosto w
twarz.
Podejmuję jeszcze jedną próbę i
opornie przyzwyczajając się do światła, otwieram oczy.
Fanni śpi siedząc na krześle i
opierając głowę o moje łóżko. W dłoniach trzyma moją dłoń.
Na korytarzu jest cicho i spokojnie. Natomiast w nogach mojego łóżka
ubrany w piżamę i błękitny szlafrok siedzi spokojnie Vegard.
-Co tu robisz? - pytam chłopca
mrugając kilkakrotnie.
-Przyszedłem się z tobą zobaczyć.
-Która jest godzina?
-Pewnie coś koło piątej rano –
odpowiada niepewnie.
-Powinieneś spać...
-Nie mogłem. Martwiłem się. Był u
mnie wczoraj twój chłopak – głową wskazuje na Fanniego – żeby
spytać jak się czuję. Powiedział mi, że nic groźnego ci się
nie stało, ale nie wyglądał na zbyt przekonanego, więc
przyszedłem sprawdzić.
-Ile ty masz lat? - pytam podejrzliwie
zaskoczona jego rezolutnością.
-Cztery i pół. A ty?
-Dwadzieścia trzy.
-To dużo?
-Nie – parskam śmiechem. - Nadal
stosunkowo mało. Jak mnie znalazłeś?
-Chodziłem od pokoju do pokoju –
wzrusza ramionami. - Zobaczyłem Andersa, więc uznałem, że to tu.
-Jesteś niesamowity – uśmiecham
się. - Długo tu siedzisz?
-Ze dwie godziny – odpowiada. - Było
mi trochę zimno, więc użyczyłem sobie kawałka twojej kołdry.
Nie jesteś zła?
-A skądże!
-Diana...
-Tak?
-Mogę cię o coś spytać?
-Pewnie!
-Jeździsz na zawody czasami?
-Zdarza mi się – uśmiecham się. -
Dlaczego pytasz?
-Zabierzesz mnie kiedyś? - pyta z
nadzieją.
-Kiedy tylko będziesz chciał!
-Ale mi chłopaki będą zazdrościć!
Bo wiesz... oni się ze mnie czasami śmieją.
-Dlaczego? - pytam zdziwiona.
-Mówią, że musi być ze mną coś
nie tak, skoro jestem chory.
-To nie tak – zapewniam go. - Nie
mamy na to żadnego wpływu, że chorujemy... A fakt, że przeżyjesz
jest dowodem na to, że komuś zależy na twoim życiu tak bardzo, że
jest gotów oddać ci cząstkę siebie.
-A Anders tobie odda?
-Nie może – uśmiecham się smutno.
- Choć bardzo by chciał...
-Wiem. Słyszałem jak mówił do
ciebie kiedy byłaś nieprzytomna. Obiecałem mu, że nie pisnę ci
ani słówka, ale możesz być pewna, że cię kocha. Prawie tak samo
jak mama mnie. Choć trochę inaczej.
*****
Kochane!
Zoe zaczyna uczyć się do sesji, co oznacza permanentne niewyspanie przez najbliższy miesiąc, hektolitry kawy i codzienną analizę pod tytułem 'czy to w ogóle ma sens?'. Niestety oznacza to też baaaardzo ograniczoną ilość czasu, dlatego nie wiem kiedy pojawi się tu coś nowego, ale obiecuję, że po sesji a przed wyjazdem na ferie jeszcze tu zajrzę!
No i oczywiście, wszystkim którzy jadą do Zakopanego życzę niesamowitych wrażeń :) i trzymamy kciuki za naszych! I za Michiego, bo wszystkie go kochamy!
Enjoy!
Z.
O rany ... Anders w tym rozdziale jest taki prawdziwy! Az sie prawie wzruszylam czytajac o tym co robi, czytajac te slowa ktore powiedzial do Diany ... ♡
OdpowiedzUsuńVegard moim zdaniem mowi zbyt madrze jak na czterolatka, ale przymykam na to oko, bo i tak jest uroczy ... ;)
Powodzenia na sesji, duzo cierpliwosci do nauki ;) plus trzymamy kciuki za naszych najukochanszych skoczkow! W tym Michiego i Andersa! ;)
O rany ... Anders w tym rozdziale jest taki prawdziwy! Az sie prawie wzruszylam czytajac o tym co robi, czytajac te slowa ktore powiedzial do Diany ... ♡
OdpowiedzUsuńVegard moim zdaniem mowi zbyt madrze jak na czterolatka, ale przymykam na to oko, bo i tak jest uroczy ... ;)
Powodzenia na sesji, duzo cierpliwosci do nauki ;) plus trzymamy kciuki za naszych najukochanszych skoczkow! W tym Michiego i Andersa! ;)
<3 Anders jak się troszczy o Dianę <3 Wdać, że ją kocha... Nie pozwoli, aby coś jej się stało! Szkoda, że nie wie, że Diana go słyszała wtedy przy łóżku szpitalnym :p I Vegard... Słodkie dziecko ;3 Dobrze, że udało się znaleźć dla niego dawcę! Mam nadzieję, że jak wyzdrowieją pojadą razem na zawody i nikt się już z 4-latka nie będzie śmiać ;) Ale ten pomysł Toma nie był najgorszy (oprócz tych dziennikarzy) :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak najbardziej na plus ♥ Życzę zdanej sesji :) Pozdrawiam :*
Wzruszasz Kochana, wzruszasz! Ledwo powstrzymałam łzy, które cisnęły mi się do oczu podczas czytania tego rozdziału, naprawdę. Jest taki prawdziwy. Anders po raz pierwszy ukazał swoją prawdziwą twarz. Boi się stracić Diany. Boi się, bo ją kocha, bo chce z nią być do końca. Jego mowa była bajkowa. Szczera. Podziwiam go za to, że się na nią zdobył. Dianka musi walczyć, bo ma dla kogo. Anioły przecież nie umierają! ;) Mały Vegard również podbił moje serducho ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
trafiłam na tego bloga niedawno więc dopiero teraz komentuje
OdpowiedzUsuńjejku bardzo mi się podoba! Anders zachował sie cudownie, to co powiedział strasznie mnie wzruszyło, naprawdę chyba każda dziewczyna marzy o takim chłoapku :) mimo wszystko że wcześniej ją zaniedbywał jestem pewna że teraz się zmieni bo dostrzegł swój błąd i to jak bardzo kocha Dianę :)
a ten mały chłopczyk.. jest taki uroczy! to bardzo miłe, że tak wspiera Dianę, mam nadzieję że dziewczyna przeżyje i że zamierasz zrobić nam happy end
haha :)
pozdrawiam, życzę dużo weny i siły do nauki :**
zostałaś nominowana do Liebster Award, więcej informacji tutaj: http://dopokiwalczyszwygrywasz.blogspot.com/ :))
OdpowiedzUsuńAnders, Anders, Anders! Mieć takiego chłopaka to skarb, ja chyba popłakałabym się, ze szczęścia mając go. Jest strasznie kochany.
OdpowiedzUsuńVegard też jest kochany, taki mały a już taki mądry. Koniecznie muszą jechać razem na zawody, kiedy to będzie możliwe :)
Powodzenia w nauce, żeby sesja poszła jak najlepiej ;)
Pozdrawiam :))
Ostatnio polubiłam jeszcze bardziej Norwegów i szukając jakiegoś opowiadania właśnie o nich - trafiłam tutaj do Ciebie i nie ma bata, ja tu zostaję. Bo jest Fanni i to w takiej roli, że ojeju i czuję, że będzie smutno, będą łzy, więc już to kocham <3
OdpowiedzUsuńanother-story-about-ski-jumping.blogspot.com
Bożeeeeeee, Zooooł, nie graj mi tak na uczuciach, bo pęknę i zostanie ze mnie wielka wypluta plama na ścianie. Przecież ja to czytam już chyba dziesiąty raz i już dziesiąty raz ryczę. Ugh, dobra, ogar Ems, bądź facetem.
OdpowiedzUsuńJa wciąż nie wierzę, że Hildeła uruchomiła swoje szare komórki, czy nawet użyła swojej mózgowej protezy i wpadła na tak genialny pomysł! Słodkie to jest. I słodki też jest Fannis, który tak się tym wszystkim przejmuje, opiekuje Dianą, jest z nią, czy grozi wścibskiemu dziennikarzowi. Tak trzymaj Karaluszku, tak trzymaj!
I to jego wyznanie... Ems płakała, jak czytała. I nie mam słów na to, aby powiedzieć Ci, jak bardzo to było piękne i poruszało moje miękkie serce. Do teraz mam ochotę przytulić laptopa z myślą, że to ten Norweski Skrzat Domowy. To było takie szczere, takie prawdziwe... Agh, gdzie te chusteczki?
No i mały Vegard kompletnie skradł moje serducho. Jest taki odważny, mądry... ach. Małe dzieci jednak bywają fajne. <3
Płakałam... serio...Anders taki czuły <3 Zapraszam do mnie http://senopotedze.blogspot.com/ Na razie pojawili się bohaterowie, wkrótce prolog ;)
OdpowiedzUsuń